Jan Poskart ma za domem w Dobrakowie 1,5 ha pszenżyta. Jego łany uginają się na wietrze jak fale na morzu. – Jak byłem dzieckiem, nie słyszałem tego szumu – mówi. – Musiałem do tego dorosnąć.
Między Agnieszką a Andrijem Ostapczukami idzie ich dwuipółroczna miłość polsko-ukraińska – Martusia. – Kiedy zamieszkałem w Polsce, nie myślałem o przeszłości naszych krajów – mówi Andrij. – Tylko wyłącznie o żonie, Agnieszce.
Mówi, że jest szczęściarą. Choć od roku, kiedy zmarł jej mąż Karol, sama zajmuje się dwiema córeczkami. A starszą, 9-letnią Kingę, jak niemowlaka musi przewijać, karmić, myć, ubierać, rehabilitować.
Helena Buryła urodziła trzech synów i wszyscy poszli na księży. Nie ma wnuków, ale ich parafianie przynoszą jej kwiaty na Dzień Babci.
Druh Andrzej Glass, rocznik 1930, wkłada mundur harcerski i wciąż spotyka się z młodzieżą. Zdzisław Majerczyk, emerytowany sztygar, stworzył w Katowicach amatorski klub rowerzystów. Seniorzy coraz częściej robią coś dla innych. I dla siebie – bo aktywność przedłuża młodość.
Nie pokazują na zdjęciach twarzy. Nie podają nazwisk. Przekonani, że choroba psychiczna ich naznaczy i wykluczy. – Społeczeństwo nie jest do nas dobrze nastawione – powtarzają.
Bieszczady stały się moim domem – mówi Antoni Derwich. – Tu, w górach, jest łatwiej o dobre słowo i modlitwę.
„Kochany Ty mój. Zdaje mi się, że kaszlałeś w nocy, sprawdzałam, czy pali się światło, ale nic, ciemno” – takie listy miłosne do ukochanego męża Alka pisała po jego śmierci żona, Stefania Dulemba.
Kiedy na lewej rączce wykłuli jej numer obozowy 70072, miała niespełna trzy lata. – Stale się rozrastał, stawał się coraz większy – mówi. Ale nie zdołał przesłonić jej życia.
Przed Bożym Narodzeniem Sławek Wysocki – najmłodszy z trojaczków, który porusza jedynie ustami, bierze leki na uspokojenie – bardzo przeżywa święto urodzin Boga. On i dwójka jego rodzeństwa przed 21 laty urodzili się prawie nieżywi.