Przyjmujemy cię - taką, jaka jesteś. Z twoim bólem, z błędami, z alkoholizmem i poranionym sercem. W otulonym zielenią budynku niejedna pozbawiona domu kobieta po raz pierwszy poczuła, że dla kogoś jest ważna.
Przy ul. Strzegomskiej 9 we Wrocławiu przed Wielkanocą co roku następuje prawdziwy "wybuch" świątecznej twórczości. Pisanki czy ekotorby budzą zachwyt, ale najważniejsze jest to, czego nie widać: przełamanie się, cierpliwość, odkrycie ukrytych talentów. I długie rozmowy przy wspólnej pracy.
Im bardziej ciemno i smutno na zewnątrz, tym barwniej w schronisku dla bezdomnych kobiet przy ul. Strzegomskiej 9 we Wrocławiu. Znajdziesz tu mnóstwo rękodzielniczych cudów - bożonarodzeniowych i nie tylko. Niosą potężną porcję ciepła i uśmiechu, a ich zakup wspiera placówkę.
Zdarza się, że trafiają tu z jednym tobołkiem, wielkim brzuchem i brakiem nadziei na cokolwiek. W bezpiecznym schronisku uczą się, jak samodzielnie i normalnie żyć.
Wiele pań w schronisku przy ul. Strzegomskiej odkrywa w sobie uśpione dotąd talenty i pasje.
O najnowszej książce „O niektórych lękach mężczyzn”, napisanej wspólnie z Katarzyną Matusz, opowiada ks. Stanisław Szlassa, psychoterapeuta i duszpasterz osób stanu wolnego.
O odcieniach bezdomności, nauce życia od podstaw i dziedziczeniu oczekiwań z Marią Demidowicz, prezesem zabrzańskiego koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, rozmawia Klaudia Cwołek.
Miała cztery lata, gdy zesłano ją na Syberię. W żółtym sweterku. Ma go do dziś.
- Nazywanie go „umieralnią” jest bardzo krzywdzące. Biorąc pod uwagę wszystko, co tutaj przeżyłem, uważam, że hospicjum jest przede wszystkim domem miłości – mówi ks. Zdzisław Tomziński.
Władysław, Kinga, Andrzej, idąc załatwiać sprawy urzędowe, wiedzą, że zawsze padnie tam pytanie, które ich zaboli. Będzie dotyczyło adresu.