Nawet na moim mikrobalkonie życie towarzyskie kwitnie. I nie mówię tu tylko o rozlicznych roślinach i pełnych wdzięku kwiatach cudownie wyrastających spod ziemi z maleńkich nasionek.
Na przykład od pewnego czasu po doniczkach spacerują sobie mrówki. Te ciekawe stworzonka okazują się utrapieniem wielu ogrodniczek/ogrodników i balkoniarek/balkoniarzy. Obserwowanie ich może być jednak niezwykle fascynujące. Moje mrówki założyły sobie kolonię mszyc na łodydze słonecznika. Regularnie chodzą ją doglądać. Przy okazji doją te mszyce niczym krowy. Oj, przydałaby się jakaś biedronka na te wysysające sok z moich roślinek mszyce. Na razie próbuję zniechęcać mrówki sodą oczyszczoną i skórką z cytryny.
W doniczce z tamaryszkiem przyuważyłam wija drewniaka. To taka spłaszczona lśniącobrązowa stonoga. Szybko chodzi, a żyje gdzieś tam pod ziemią. Pewnego ranka zobaczyłam mrówki niosące na plecach jednego takiego drewniaka. Czyżby rozegrała się nieco wcześniej jakaś krwawa bitwa?
O pszczołach murarkach już wspominałam. Zresztą wszystkie latające owady są na moim balkonie mile widziane. Ale one są tylko przelotem.
W zeszłym roku miałam na balkonie niezwykle ciekawego gościa. Otóż posadziłam pietruszkę. Bardzo się na nią cieszyłam i niecierpliwie czekałam, aż się wyłoni i nabierze pietruszkowych kształtów. Nic tylko potem zrywać i delektować się świeżą, osobiście wyhodowaną zieleniną. Ktoś mnie wszakże ubiegł. Pietruszka, choć rosła, to zadziwiająco zaczęła znikać, i to w oczach. Winowajczyni – gąsienica – tłusta i tak zielona, że zlewała się z moją roślinką, podgryzała ją w najlepsze. Mam nadzieję, że ta gąsienica wypasiona na mojej pietruszce, przemieniła się w pięknego motyla. A ja w tym roku jednak nie zdecydowałam się już na wysiew pietruszki.
*
Tekst z cyklu Spotkania z przyrodą