W Chinach żyje ponad 100 miliarderów i eksperci prognozowali, że jest tylko kwestią czasu, kiedy zainteresują się piłką nożną. I ten czas nadszedł. Do Szanghaju ściągnięty został właśnie Nicolas Anelka, a władze klubu zaznaczają, że to dopiero początek.
Anelka ma za zadanie nie tylko pomóc 11. drużynie ubiegłego sezonu w krajowej lidze i podnieść jej poziom sportowy, ale także przetrzeć szlak swoim kolegom z Europy. Ważne dla miejscowych inwestorów jest również propagowanie futbolu wśród chińskiej młodzieży, a znane nazwiska mają to ułatwić.
Chiny w tej kwestii mają wiele do zrobienia. Krajowa piłka nożna nie cieszy się wielkim zainteresowaniem. Inaczej jest, gdy gra np. Barcelona, Manchester United, czy Real Madryt. To właśnie tym ekipom kibicuje się na Dalekim Wschodzie.
"Zatrudnienie Nicolasa to dopiero początek. W każdym oknie transferowym kluby zamierzają nabyć przynajmniej jednego zawodnika światowego formatu. Nie mówię, że to będzie obecna gwiazda, ale może to być gracz 30-letni lub nawet starszy. Przyjedzie do nas i będzie zarabiał gigantyczne pieniądze. To kusi i niewielu będzie takich, którzy odmówią" - podkreślił Rowan Simons, piłkarski ekspert z Pekinu.
Pensja Anelki - 300 tys. dolarów tygodniowo, nie będzie wcale najwyższą w chińskiej lidze. Rekordowy transfer został przeprowadzony w lipcu, kiedy do Guangzhou (Kanton) Evergrande przyszedł z Fluminese za 10 mln dolarów Argentyńczyk Dario Conca.
To jednak inne liczby zadziwiają świat. Dziennik "China Daily" podał, że w Chinach zarejestrowanych jest zaledwie 7 tys. piłkarzy poniżej 18 roku życia. I to w kraju, który liczy ponad 1,3 mld ludności. Dla porównania, w pobliskiej Japonii, której populacja wynosi 10 proc. chińskiej, jest 70 razy więcej młodzieży grającej w futbol. To pokazuje, jak długa jeszcze droga czeka ten kraj w drodze na futbolowy szczyt.