Od kilkunastu lat mogą liczyć na pomoc lekarzy. A wszystko dzięki inicjatywie olsztyńskich leśników.
Gdy zachoruje człowiek, trafia do szpitala. A co dzieje się z ptakami? Czy są dla nich szpitale i domy spokojnej starości? Okazuje się, że na trenie Warmii i Mazur jest ich kilka. Jednym z nich jest Ośrodek Rehabilitacji Ptaków Drapieżnych z Dąbrówce Wielkiej, należący do Nadleśnictwa Olsztyn. Głównym koordynatorem działań jest nadleśniczy Wojciech Abramczyk. Od powstania w roku 1996 trafiło tu już około 500 ptaków.
Leczenie lub renta
Inicjatorem i opiekunem tej placówki jest inż. Paweł Bednarczyk, który już w czasie przygotowań do zawodu leśnika zainteresował się ptakami drapieżnymi. – W technikum było koło sokolników i ja do niego należałem. To mnie interesowało. Na początku przyniesiono młode myszołowy i trzeba było je odchować. A w kartonie albo w małych klatkach nie da się ich trzymać. Potrzebne było większe pomieszczenie – przynajmniej dwa na dwa metry. W 1996 roku właściwie sam zbudowałem pierwsze woliery (czyli przestronne pomieszczenia dla ptaków) – mówi Paweł Bednarczyk. Tak zaczęła się przygoda z myszołowami, jastrzębiami, orłami i innymi ptakami. Inicjatywa była bardzo cenna, gdyż koniec XX wieku charakteryzował się dramatycznie niską liczebnością ptaków drapieżnych. Przyczyną było niebezpieczne dla zwierząt stosowanie środków chemicznych.
Leśnik z Dąbrówki sięga do bogatej dokumentacji i wskazuje pierwszy wpis: data – 15 czerwca 1996; ptak – jastrząb gołębiarz; choroba – narośl na przełyku. Zrobiono nawet operację, ale niestety nie przeżył. Potem na liście znajdują się różne gatunki i ich charakterystyka. Wpisów przez te lata uzbierało się sporo. Metoda funkcjonowania ośrodka jest prosta: wyleczyć, wzmocnić i umieścić w naturalnym środowisku. Nie zawsze jest to możliwe. W jednej z wolier mieszka obecnie młody orlik. Ma uszkodzone skrzydło i nie będzie już normalnie funkcjonował. Trzeba znaleźć mu godne miejsce na taką orlą rentę.
Większość ptaków przywożą ludzie z różnych miejscowości województwa warmińsko-mazurskiego. Często także dzwonią i proszą o pomoc. – W tym tygodniu było parę telefonów dotyczących bocianów. W Dywitach jest na przykład bocian, który wyskoczył z gniazda, i ludzie go dokarmiają. Dzwonili, żeby go zabrać – mówi Bednarczyk.
Z Finlandii na Warmię
Latem najczęściej przywożone są młode ptaki. Nierzadko wypadają z gniazd, ale czasem to nawałnice i burze uszkadzają ptasie domy i skazują młode na ludzką pomoc. Były takie lata, że spadały całe gniazda i pisklęta trzeba było odchować. W jednym z pomieszczeń ośrodka znajduje się sowa uszata. – Po burzy wywróciło się drzewo i z dziupli wypadły młode. Jedno rozjechał samochód, drugie trafiło do nas. Musimy je teraz odchować i po trosze nauczyć polować – mówi olsztyński leśnik. Młoda sowa siedzi spokojnie w pomieszczeniu, jednak gdy opiekun zbliża się do niej zbyt blisko, reaguje, rozkładając skrzydła i przyjmując postawę obronną. Jest nieco ospała. Przecież jest dzień, a ona prowadzi nocne życie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |