O tęsknocie za mamą, kreatywności męża i macierzyństwie w błyskach fleszy z Natalią Kukulską rozmawia Aleksandra Pietryga.
Jaś i Ania są trzymani w ryzach czy wychowywani bezstresowo?
– Wychodzę z założenia, że lepiej, żeby człowiek był zbyt dobrze wychowany niż na odwrót. Życie i tak to „ugrzecznienie” zweryfikuje, a wychować kogoś ukształtowanego jest znacznie trudniej. Nieraz zdarza mi się obserwować bezstresowe wychowanie, ale ja nie byłam tak wychowywana. Babcia była konsekwentna, czasem nawet dość surowa. I choć bywało, że buntowałam się i nie podobało mi się to, to źle chyba na tym nie wyszłam. Teraz czasem widzę, jak nieświadomie powielam wzorzec, który mi przekazała.
Czyli używa Pani tych samych słów, których nie cierpiała u babci w dzieciństwie?
– Dokładnie (śmiech). Poza tym zdaję sobie sprawę, że dzieci nie wychowuję tylko dla siebie, ale dla ludzi, z którymi przyjdzie im kiedyś żyć.
Myśli Pani już o swoim przyszłym zięciu czy synowej?
– Jasne. Nieraz mówię do Jaśka: „Słuchaj, jak nie nauczysz się sprzątać, to mnie znienawidzi twoja przyszła żona”.
O czym Pani marzy, myśląc o swoich dzieciach?
– O tym, żeby miały ze sobą fajną relację. Ja byłam w gruncie rzeczy jedynaczką. Mam przyrodniego brata, który urodził się, kiedy byłam nastolatką, mieszkaliśmy osobno. Nie mieliśmy możliwości nawiązania bliskiej więzi. I zawsze zazdrościłam znajomym, którzy mieli rodzeństwo. A teraz widzę, jak często rodzeństwa są skłócone, praktycznie bez kontaktu, i myślę sobie, jak bardzo przykreto musi być dla ich rodziców.
Niektórzy zarzucają, że prześladuje Panią nieśmiertelny „Puszek Okruszek”, a Pani go podobno sama wskrzesza we własnym domu.
– Rzeczywiście. Teraz już nie, bo dzieci są za duże. Szczególnie Jasiek. Ma jedenaście lat, świetny gust muzyczny i słucha naprawdę dojrzałej muzyki. Ale kiedy dzieci były mniejsze, faktycznie puszczałam im „Bajki Natalki” albo sama śpiewałam je na dobranoc.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |