O tęsknocie za mamą, kreatywności męża i macierzyństwie w błyskach fleszy z Natalią Kukulską rozmawia Aleksandra Pietryga.
Aleksandra Pietryga: Jaki jest dom Natalii Kukulskiej?
Natalia Kukulska: – Teraz jest w rozsypce, bo go remontujemy (śmiech). Ale ten stan nie dotyczy naszych relacji. Jaki jest? Dość szalony. Trochę na wariackich papierach, chociaż z Michałem robimy wszystko, żeby dzieci miały jak najbardziej normalne, poukładane życie.
To chyba jest trudne, kiedy się żyje intensywnie i w błyskach fleszy.
– To niełatwe, bo staramy się pogodzić dwa różne światy – spokojne życie rodzinne i zawodowe, które jest tak mocnoemocjonalne, różnorodne i nieregularne. Ale zależy nam na tym, żeby świat naszych dzieci był stabilny.
Są na to jakieś sposoby?
– To się odbywa kosztem nas, naszych sił fizycznych, czasu wolnego. Czasem jest to taka wewnętrzna szarpanina. No i nieustannie stoimy przed podjęciem jakichś decyzji: co ważniejsze w danym momencie, co teraz trzeba zrobić, co odłożyć na później. To kosztuje. Ale nie my jedni się z tym zmagamy i są dowody, że to się udaje. Czy tak będzie u nas, zobaczymy, jak dorosną nasze dzieci.
Ma Pani czasem poczucie winy, że nie jest matką na „cały etat”?
– Obawa, czy nie poświęcam za mało czasu swojemu dziecku, jest chyba wpisana w macierzyństwo. Ja w każdym razie nie należę do tych mam, które oddają dzieci w ręce opiekunek i bez skrupułów idą sobie zrobić paznokcie.
Maleńkie dziecko można włożyć do wózka i śpiące zabrać ze sobą do salonu kosmetycznego…
– Kiedyś myślałam, że niemowlę wymaga maksimum uwagi, a potem staje się bardziej samodzielne. Teraz widzę, że starsze dziecko jeszcze bardziej potrzebuje tej obecności rodziców, relacji z mamą. A straconych wspólnych chwil nie da się odzyskać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |