O tęsknocie za mamą, kreatywności męża i macierzyństwie w błyskach fleszy z Natalią Kukulską rozmawia Aleksandra Pietryga.
Jaki czas bez mamy wspomina Pani jako najtrudniejszy? Dzieciństwo? Okres dojrzewania? Ciążę?
– Był taki trudny moment, kiedy spodziewałam się drugiego dziecka i gdy nagrywałam płytę poświęconą mojej mamie „Po tamtej stronie”. Zmierzyłam się z jej repertuarem, odsłuchiwałam mnóstwo nagrań, przeglądałam fotografie. Wtedy bardzo mocno wchodziłam w siebie, rozkopywałam wszystkie stare emocje. Z jednej strony oczyszczałam się z nich, z drugiej szczególnie je przeżywałam. Wiedziałam, że będę mieć córeczkę, że dam jej na imię Anna, po mojej mamie. Kiedy Ania miała cztery lata, to często przychodziła myśl: Boże, ja w jej wieku właśnie straciłam mamę.
Ale chyba okres, w którym najbardziej odczuwałam brak mamy, to czas dojrzewania. Była chwila, gdy jako nastolatka przeprowadziłam się do taty i do jego żony, z którą, krótko mówiąc, nie układało się nam. I wtedy szczególnie mocno tęskniłam za swoją mamą. Poza tym byłam rozdzielona z moją babcią, z którą, choć była różnica pokoleń, miałam zawsze bliski kontakt. I zawsze zazdrościłam koleżankom, że mają mamy, z którymi mogą posiedzieć, poplotkować w domu.
Kiedy po śmierci mojej mamy zaszłam w ciążę, często myślałam, że to niesprawiedliwe, gdy widziałam moje koleżanki z wózkami, a obok nich ich własne mamy – dumne babcie. Ale potem przyszła refleksja, że moja córeczka ma szczęście, bo ma babcię w niebie, która zapewne się o nią troszczy.
– Wierzę w taki rodzaj opieki, a były takie momenty, że czułam go wręcz namacalnie. Do tej opieki, mojej mamy, a teraz i taty, często się odwoływałam. Śmieję się, że im łatwiej coś wymodlić, bo mają bliżej do Pana Boga. Wierzę, że ci, którzy kochali nas za życia, kochają nas jeszcze bardziej po tamtej stronie. To są bardzo intymne odczucia i opowieści. Ale ja odczuwam obecność rodziców i mam wrażenie, że nieraz otrzymywałam takie znaki, które to potwierdzają. Że są gdzieś blisko, że się nadal troszczą. O mnie i o tych, których kocham.
Czy wierność jest nudna?
– Raczej wymusza twórczość i kreatywność, żeby nie stać się nudnym partnerem. W świecie, w którym żyjemy, rzeczywiście liczy się tempo, ciągle coś się zmienia. Związek, małżeństwo też przestaje być czymś stałym. Jest duże przyzwolenie na niewierność. I dzieją się tragedie. Ludzie robią głupie rzeczy, których potem żałują. W tym wszystkim chyba najważniejsze jest, żeby pielęgnować uczucie, nie pozwolić mu zgasnąć w rutynie życia codziennego. Starać się o małżeństwo, odkurzać je. Cięgle na nowo zakochiwać się w swoim mężu, być zakochanym w swojej żonie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |