Przez 10 lat kilka krajów Europy Wschodniej stało w rozkroku: między Unią Europejską, do której aspirują, ale do której nigdy nie wstąpią, a Rosją, od której chcą uciec, ale która nigdy na to nie pozwoli.
Szkoci zawsze kibicują każdej drużynie, która gra przeciwko Anglii. Walijczycy skakali z radości, gdy Islandia pokonała angielskich „rodaków”. Dlaczego nie ma jednej „brytyjskiej” reprezentacji?
Dziś nie należy pytać, czy Unia Europejska przetrwa w obecnym kształcie. „Obecnego kształtu” dawno już nie ma. A niewykluczone wyjście Wielkiej Brytanii z UE tylko ten fakt przypieczętuje. Dziś trzeba pytać, czy możliwe jest przetrwanie integracji europejskiej w kształcie, który proponują zwolennicy Brexitu: luźnego związku państw ściśle ze sobą współpracujących.
Podczas gdy wszyscy wieszczą koniec świata jeszcze w tym roku, jedna trzecia tego świata szykuje się do wyborów. W prawie 60 krajach, w których mieszka ponad połowa ludności całego globu, może dojść do zmiany warty na różnych szczeblach władzy.
W czasie gdy Zachód daje się zwieść pozornej ciszy na wschodzie Ukrainy, Moskwa odgrzewa zamrożony konflikt u bram Unii Europejskiej. Mołdawia, szukająca własnej tożsamości między Rumunią a Rosją, jest łatwym polem do rozgrywania imperialnych interesów.
Nie ma wątpliwości, że katastrofa w Smoleńsku to robota Rosjan. Ideałem dla niego byłoby tatarskie państwo na Krymie pod protektoratem... Polski. Mustafa Dżemilew, przywódca krymskich Tatarów i pierwszy laureat Nagrody Solidarności, jak widać, pozostał dysydentem.
Premier Donald Tusk nie zostanie prezydentem Unii Europejskiej. Nie dlatego, że się nie nadaje. Po prostu... taka funkcja nie istnieje.
Pułkownik Kaddafi był tyranem. Ale jaką alternatywę dla Libii stworzy jego dawny współpracownik? Czy ludzie imitujący przed kamerami podrzynanie gardła i biegające po ulicach Trypolisu nastolatki z karabinami w rękach są gwarancją pokoju dla tego kraju?
Przyszłość Libii bez Kaddafiego jest tak niejasna, jak okoliczności zabicia dyktatora.
Po raz pierwszy od 40 lat w wyborach prezydenckich w USA nie liczy się głos tzw. religijnej prawicy. Dotąd nie dało się zdobyć nominacji republikanów bez puszczenia oka do liderów ewangelikalnych Kościołów. Dziś Donald Trump pokazuje im co najwyżej figę. A wierni... i tak głosują na niego.