Separatyści przy pomocy Rosji oderwali Donbas od Ukrainy, ale normalnego życia tam nie zorganizowali.
Przestali atakować separatyści, to zaatakowały ceny – zżyma się Mykoła, pracownik stacji benzynowej, 2 tys. hrywien miesięcznej pensji. – Wszystko poszło w górę co najmniej dwa razy. Benzyna z 8 hrywien za litr skoczyła do 20, ale moja zapłata stoi w miejscu.
Charków jest miastem wielu niespodzianek. Większość jego mieszkańców mówi po rosyjsku, wielu ma w Rosji rodziny. A jednak oparli się rosyjskiej dywersji. Mer rządzi miastem przez Skype’a, z Izraela, a wspólnota pobożnych Żydów modli się w budynku kurii biskupiej.
Na Majdanie sytuacja była jasna – tam stał Berkut, a tu staliśmy my – mówi Siergiej, uczestnik tamtych protestów. – Dzisiaj wszystko się skomplikowało.
Zostawili domy, samochody, pracowicie budowaną świetlaną przyszłość, która okazała się ułudą. Wygoniły ich bomby. Teraz, nad polskim jeziorem, jest cisza. Trzeba w spokoju pozbierać myśli i zaczynać od początku. Całe życie…
Trawiony pożarem wewnętrznej wojny statek Ukraina zaczyna stawać w dryfie. Załoga traci zaufanie do kapitana. Pasażerowie biednieją w zastraszającym tempie. Tylko oligarchowie i ich dworzanie mają się dobrze. Pod pokładem narasta bunt. Zmiana pierwszego oficera może go tylko odroczyć. Mnożą się pytania, ale dwa są najważniejsze: „Dokąd płyniemy?” oraz „Czy statek nie rozpadnie się na części?”.
Z Andrijem i Anną miałam się spotkać na Krymie. Spotkaliśmy się na Ukrainie. Uznali, że tak będzie bezpieczniej i dla nich, i dla mnie.