Trudno znaleźć jeden powód, dla którego zamiast odwiedzić Krynicę-Zdrój, warto byłoby wybrać się do sąsiedniej Muszyny. Bo są ich dziesiątki.
– Zmienia się cały czas pogląd. Najpierw uważano, że była to taka sobie warownia, która miała chronić granicy i kupców, ale okazuje się, że jednak była to bardzo znacząca siedziba biskupów krakowskich, która odgrywała wielką rolę polityczną – dodaje Jan Golba. Trzeba bowiem wiedzieć, że Muszyna dość szybko wróciła we władanie biskupów i stała się stolicą Państwa Muszyńskiego, samodzielnej administracji i sądownictwa na terenie Rzeczypospolitej na długie wieki, aż do rozbiorów. – Można powiedzieć, że był to taki nasz polski Watykan – uśmiecha się Barbara Rucka. Biskupi krakowscy, owszem, rządzili z Krakowa, ale stolicą ich państwa była Muszyna. Przez 300 lat, aż do pożaru, zamek tętnił życiem duchowym i świeckim.
Wojsko w lochach
Na co dzień zamkiem zarządzali burgrabiowie. Ustanawiani przez biskupów starostowie (najsłynniejszym był Kempiński, o którym Kochanowski pisał w jednej z fraszek: „O starosto na Muszynie, ty się znasz dobrze na winie”) rządzili państwem liczącym dwa miasta (Muszyna i Tylicz) oraz 47 wsi, wchodzących dziś w skład gmin Muszyna, Krynica-Zdrój, Uście Gorlickie i Łabowa. Na podorędziu mieli oni do dyspozycji własne wojsko w liczbie 200 harników, a w czasie zagrożenia nawet 600, poza tym 200-osobową dragonię.
– Tępili przede wszystkim zbójników, których było niemało. Harnicy mieli opinię skutecznych i bezwzględnych. Jeżeli udało im się złapać zbójników, przywozili ich do Muszyny, do sądu, który wydawał wyrok – opowiada Barbara Rucka. Ten mógł być tylko zły albo bardzo zły, bo poza zwyczajową karą śmierci zasądzano obdzieranie ze skóry czy ćwiartowanie. Poza tym wojsko biskupów krakowskich broniło pogranicza.
W 1474 roku nie udało się jednak uchronić zamku, który po dwudniowym oblężeniu poddany został najeżdżającym Węgrom. Żołnierze z poświęceniem walczyli także po stronie sił królewskich. Poszli m.in. bronić Polski w czasie szwedzkiego potopu, a z Janem Sobieskim zawędrowali pod Wiedeń. Mimo że od 200 lat nie ma Państwa Muszyńskiego, oni zostali na miejscu. „Jest legenda o nieprzebranych skarbach w zamkowych lochach i śpiącym wojsku, gotowym powstać w obronie ojczyzny. To jedna z licznych opowieści krążących o tym miejscu” – pisał w „Almanachu Muszyny” Witt Kmietowicz.
Lewe grosze?
Smaczku historii i mitom o muszyńskim zamku dodaje hipoteza związana z odkryciem w nim matrycy do bicia pieniędzy, a konkretnie – jak utrzymują niektórzy – do ich fałszowania. Miałoby to być związane z pożyczką, jaką królowi węgierskiemu Zygmuntowi Luksemburskiemu w 1412 roku udzielić miał Władysław Jagiełło. – Było to 40 tys. kop groszy praskich na wojnę z Wenecją w sprawie odzyskania Dalmacji. Być może pieniądze te zostały w Muszynie wybite. W każdym razie Węgrzy oddali pod zastaw 13 miast spiskich, m.in. Lubovlę i Podo-liniec. Miasta te do 1772 roku, czyli pierwszego rozbioru, były przez Polskę administrowane. Być może w związku z tym, że monety mogłyby być fałszywe, Węgrzy pożyczki do dziś nie oddali – Barbara Rucka z przymrużeniem oka wraca do tej historii.
Zaplecze Krynicy
W XIX wieku, kiedy Krynica była nieznaną szerzej osadą, na Muszynę przyszły ciężkie czasy. Trzy epidemie cholery i powódź spowodowały, że miasto straciło połowę mieszkańców. Wydawało się, że zniknie z powierzchni. Jednak ocalało, ale odrodziło się już jako zaplecze Krynicy.
– Muszyna dostarczała przede wszystkim żywności do rozwijającego się uzdrowiska – mówi B. Rucka. Leszek Zakrzewski na łamach wspomnianego „Almanachu Muszyny” przypomina, że aż do 1911 roku świetnie mieli się muszyńscy wozacy i dorożkarze, bo kolej żelazna doprowadzona była tylko do Muszyny i z miejscowego dworca za niezłe pieniądze wozili kuracjuszy do Krynicy. W 1905 roku burmistrzem Muszyny został Jurczak.
– Jego starania doprowadziły do tego, że miejscowość stała się uzdrowiskiem. Postawił też na rozwój turystyki, wykorzystanie Popradu (na plażę sprowadzono piasek znad Bałtyku), stworzenie letniska, muszli koncertowej, terenów spacerowych – opowiada Rucka. Sto lat później Muszyna z sukcesem realizuje myśl Jurczaka.
Nasza marka
Mówi Jan Golba, burmistrz Muszyny: - Budujemy markę Muszyny jako miejsca przyjaznego rodzinom i turystom aktywnym. Budujemy ją na historii, tradycji, wodach mineralnych i warunkach noclegowych na każdą kieszeń oraz infrastrukturze do uprawiania sportów. Mamy olbrzymią przestrzeń nie do końca jeszcze zagospodarowaną, z której próbujemy na różne sposoby wydobywać piękno. Mamy Poprad i Muszynkę, dwie okiełznane rzeki, które są naszym atutem. Poza tym w całej gminie 150 km ścieżek spacerowych i oznakowanych szlaków, ścieżki dla rowerów górskich i trekingowych, poza tym 16 kortów tenisowych, baseny itd. Ostatnio otwarliśmy ogrody sensoryczne. W każdej większej miejscowości znajdziecie państwo wielofunkcyjne boiska i place zabaw. Muszyna to dziś dobry pomysł na każdą pogodę.