Po wejściu do hali czuć zapach minionej epoki. To mieszanka oleju, benzyny i historii motoryzacji.
Pałac Radziwiłłów w Nieborowie i otaczający go park mają od niedawna sąsiada, który od razu stał się atrakcją dla turystów. Nie jest to konkurencja dla zabytkowej budowli, choć może się okazać, że nowo powstałe muzeum motoryzacji będzie w przyszłości głównym miejscem docelowym dla wycieczek. Muzeum to prywatna inicjatywa przedsiębiorcy Wojciecha Burego, który rozkochał się w starych motocyklach i samochodach.
Francuski konsul
W dwóch halach na terenie ośrodka „Stacja Nieborów” (dawniej „Pod Sosną”) można oglądać wystawę motoryzacyjną. Po przekroczeniu bramy witają zwiedzających samochody, w tym milicyjne – łazik i nysa. Przyciąga oko również... samolot. To iskra, polski odrzutowiec nawiązujący do minionej epoki, bo właśnie z tego okresu pochodzi większość eksponatów muzeum.
Po kupieniu biletów w kiosku – również urządzonym w starym stylu z lat PRL – na progu pierwszej hali witają zwiedzających przedwojenne modele renault oraz czarny citroën. Niektórym źle się kojarzy. Takim pojazdem poruszało się gestapo, a w latach powojennych – bezpieka. Jest też dawna empetrójka, czyli patefon. Działa bez zarzutu, francuska przedwojenna melodia przenosi zwiedzających prawie 100 lat wstecz.
– 90 proc. pojazdów jest sprawnych technicznie – zapewnia Wojciech Bury, oprowadzając po wystawie. A można tu zobaczyć m.in. wersję de luxe wartburga, czyli najładniejszy model tego pojazdu, i renault 10, którym jeździł francuski konsul. Uwagę przyciągają motocykle pomalowane w wojskowe barwy. Wśród nich zündapp sahara, z koszem dla pasażera. Całość w piaskowym kolorze.
Są i polskie motocykle. W tym duma naszej motoryzacji – sokoły. W drugiej hali królują motocykle ustawione markami i w kolejności wytwarzania. Taki był zamysł pana Wojciecha, żeby przedstawić historię polskiej motoryzacji chronologicznie. A nie jest to łatwe. Nie zachowała się dokumentacja techniczna, która pomogłaby ustalić na przykład, jakie wyposażenie miał wytwarzany w danym roku motocykl. To pan Wojciech ustala często na słowo, rozmawiając z dawnymi pracownikami fabryk motocykli, a tych w Polsce było kilka. Nasz kraj był przecież znany z ich produkcji.
Sentyment do pick-upa
Wuefemki, wueski, eshaelki – to nazwy wywodzące się od zakładów produkujących je. Wśród rzędu eshaelek jeden z eksponatów zdecydowanie się wyróżnia. Ma to samo logo – SHL. Warczy i hałasuje, ale jechać na nim nie sposób. To pralka Frania, produkowana przez te zakłady. To przykład, jak przedziwna jest historia polskiej motoryzacji. Tę pan Wojciech ma w małym palcu. Ze szczegółami jest w stanie opisać dzieje każdego eksponatu. A tych jest ponad 100. Drugie tyle czeka jeszcze na odnowienie.
Wojciech Bury gromadzeniem starych pojazdów zajmuje się od lat 90. ubiegłego stulecia. Wiele z nich sam odrestaurował. Pomagali mu też synowie i pracownicy firmy, którą prowadzi. Przywracając świetność motocyklom czy samochodom, dba o jak najwierniejsze odtworzenie szczegółów.
– Dla zwiedzających największą atrakcją jest warszawa pick-up. A ja nie znoszę tego samochodu, bo poprzedni właściciel sporo w nim pozmieniał – mówi pan Wojciech. I nie zamierza tego tak pozostawić. Ma już drugi model tego auta i z dwóch powstanie wersja jak najbliższa oryginałowi. Do tego modelu ma sentyment, bo wychowywał się, jeżdżąc takim. Do dziś żałuje, że dał się namówić na wywiezienie na złom samochodu ojca.
Wystawa motoryzacyjna będzie czynna do końca września. Być może już w przyszłym roku uda się zagospodarować teren ośrodka tak, żeby muzeum było otwarte również zimą.