O przeznaczeniu tego miejsca wiedziało 12 osób w Polsce. Ukryty w podbiałogardzkich lasach kompleks stanowił jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic minionej epoki.
Teraz w zimnowojenny relikt tchnięto nowe życie. Wyłożona płytami leśna droga prowadzi w mroczną przeszłość. Trzy kilometry dalej składowana była śmierć.
Za pięciotonową bramą
Dzisiaj wchodzą przez nią turyści odwiedzający Muzeum Zimnej Wojny, które od ubiegłego roku zainicjowało swoją działalność w bunkrze nr 17. – Bunkier przetrwał w niemal nienaruszonym stanie. Zachowały się agregaty prądotwórcze, osuszacze, instalacje przesyłowe. Nawet farba we wnętrzach jest oryginalna – wylicza dr Robert Dziemba z Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu, główny specjalista ds. tajnej Bazy Atomowej w Podborsku. Magazyn skrywał najbardziej śmiercionośną broń w dziejach świata. Broń, której oficjalnie w Polsce nie było.
Przez ponad 40 lat dostępu do miejsca strzegły wojska sowieckiego Specnazu i nawet miejscowi nie wiedzieli, co znajduje się za siedmiopoziomowym systemem zabezpieczeń. Planowo sadzone drzewa, zasieki, czujki ruchu i patrole strzec miały nie tylko przed okolicznymi grzybiarzami, ale też przed satelitami szpiegowskimi.
Zamierzenie 3000
Obiekt 3001 powstał w ramach polsko-sowieckiego porozumienia zawartego w latach zimnej wojny. Kompleks o powierzchni 300 ha składał się z zespołu koszarowego i dwóch magazynów. Był jednym z trzech w Polsce. – W 1965 r. dowództwo sowieckich wojsk zarządziło wielkie ćwiczenia. Manewry polegały na symulowanym przerzuceniu do Polski broni atomowej. Transport odbywał się na cztery sposoby: drogą morską, powietrzną, koleją i samochodami. W ocenie sztabu sprawdzian wypadł katastrofalnie. Zapadła decyzja, że broń atomowa musi być trzymana w Polsce – opowiada Robert Dziemba.
Na mocy porozumienia pomiędzy ministrami obrony obydwu państw, w Polsce miały zostać zbudowane magazyny broni atomowej. Z czterech przedstawionych przez stronę polską propozycji ich lokalizacji Sowieci wybrali trzy. – Prace rozpoczęły się w Brzeźnicy na północy Wielkopolski, Templewie w obecnym województwie lubuskim i właśnie w Podborsku nieopodal Kołobrzegu – wyjaśnia historyk. Przedsięwzięcie określane było mianem „Zamierzenia 3000” i objęte zostało ścisłą tajemnicą. W 1970 r. Polacy przekazali bunkry sowieckiej armii. O tym, co składowano w pilnie strzeżonych kompleksach, wiedziało 12 osób w Polsce.
Memento
Moskwa oficjalnie zaprzeczała istnieniu bunkrów z bronią atomową. Dopiero w latach 90. ubiegłego wieku, gdy Rosjanie wycofywali się z naszego kraju, zaczęto mówić o przeznaczeniu Podborska. Armia polska niespecjalnie kwapiła się z przejęciem bunkrów, nie wiedząc, co z nimi począć. Z czasem przekazała go w użytkowanie koszalińskiemu aresztowi śledczemu. To uratowało kompleks przed dewastacją, czyli losem, jaki spotkał obiekty w Brzeźnicy i Templewie. Obecnie właścicielem terenu z bunkrami jest powiat kołobrzeski, który przekazał je Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu. Placówka postanowiła stworzyć w Podborsku oddział zamiejscowy.
– To dobrze, że dzięki współpracy wielu ludzi i instytucji udało się zachować to miejsce. Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy, zrobiło na mnie kolosalne wrażenie i cieszę się, że możemy zrobić wszystko, żeby pokazywać je szerokiemu odbiorcy. Przede wszystkim jako memento. Tu była przechowywana śmierć i to śmierć masowa – zauważa Aleksander Ostasz, dyrektor kołobrzeskiego muzeum. W przystosowanym dla zwiedzających bunkrze 17 można poczuć grozę tego miejsca. Wszystko wygląda tak, jakby niemal przed chwilą opuścili go radzieccy żołnierze. Replika głowicy atomowej i ciągle aktywne instalacje wydatnie wspomagają wyobraźnię.
Niechciane pomniki
Wkrótce do Podborska trafią też relikty poprzedniego ustroju: posowieckie propagandowe pomniki, obeliski, rzeźby i popiersia. Instytut Pamięci Narodowej planuje stworzyć tu stałą ekspozycję. Zimnowojenny magazyn wygrał z poradziecką bazą w Bornem Sulinowie. – Tam był pomysł na skansen. Jesteśmy zainteresowani zbieraniem i opisywaniem tych eksponatów, bo to swego rodzaju symbole zniewolenia Polski, ale jednocześnie jesteśmy bardzo dalecy od gloryfikacji i tworzenia skansenów sowieckich upamiętnień. Trzeba je zachować, ale obudowywać stosowym komentarzem historycznym – wyjaśnia dr Paweł Skupisz, dyrektor szczecińskiego oddziału IPN. – Polska była zewnętrznym terenem imperium rosyjskiego, na którym lokowano obiekty niechciane przez Polaków. Nikt nas nie pytał o zgodę na budowę magazynów atomowych, podobnie jak na stawianie pomników – podkreśla.
Tylko na terenie Pomorza Zachodniego samych obiektów pomnikowych związanych z Armią Czerwoną jest ponad 60, można znaleźć także kilkadziesiąt tablic. IPN chce również, żeby ekspozycja przypominała o tych, którzy z radzieckimi upamiętnieniami walczyli, jak np. Emil Barchański, najmłodsza ofiara stanu wojennego. Obecnie trwa szeroko zakrojona inwentaryzacja posowieckich upamiętnień w całej Polsce, zaś w Podborsku powstać ma infrastruktura zapewniająca wygodę zwiedzającym. – Wspólnie z Lasami Państwowymi, do których należy teren wokół bunkrów, chcemy dokonać zmiany w planach zagospodarowania, tak by stworzyć tu obiekt z zapleczem, z toaletami, parkingiem, konieczne jest więc odlesienie tego terenu. Będziemy również współpracować z gminą Tychowo. Proces urbanistyczny zamierzamy zakończyć w połowie przyszłego roku – zapewnia Tomasz Tamborski, starosta kołobrzeski.
III wojna
Na razie w podborskim lesie znów rozległy się strzały. Na szczęście wyłącznie za sprawą rekonstruktorów. Impreza, która narodziła się w Kołobrzegu, na swoją trzecią edycję przeniosła się do poradzieckiej tajnej bazy. – Podborsko i były magazyn broni atomowej to najlepsza sceneria, choć związana z tą najciemniejszą stroną zimnej wojny – przyznaje dr Łukasz Gładysiak ze Studia Historycznego „Huzar”, komandor Zlotu Zimnowojennego. – To miejsce cały czas czeka na odkrycie. Nie za wiele mamy materiałów źródłowych. Musimy pamiętać, że to była baza supertajna. Rosjanie strzegli mocno swojej tajemnicy. Zresztą strzegą jej do dziś. Uzyskanie jakichkolwiek danych jest właściwie niemożliwe. Część naszych dokumentów została odtajniona, ale pamiętajmy, że Polaków nasi radzieccy sojusznicy informowali wyłącznie w takim stopniu, w jakim było im to na rękę. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jak potężne środki bojowe są tu składowane – mówi.
Gdyby wybuchła III wojna światowa, jest duża szansa, że zaczęłaby się w Podborsku. Uważa się, że mogło być tu przechowywanych jednorazowo nawet 160 głowic i bomb lotniczych. Wiele z nich mocą dorównywało słynnemu Fat Boyowi, który zniszczył Hiroshimę.
Za sprawą zlotu w Podborsku po ćwierć wieku znów pojawili się radzieccy żołnierze. Oczywiście wyłącznie w wydaniu rekonstrukcyjnym. Przyjechało ponad 100 pasjonatów historii z całej Polski. Nie zabrakło również militariów i ciężkiego sprzętu. – W grach komputerowych zawsze grałem Sowietami, bo mieli fajne czołgi – śmieje się Michał Radziejewski z Gorzowa Wielkopolskiego, rocznik urodzenia 1991 r. Dezymetr, choć nie działa, podkreśla atomowy klimat miejsca.
– Odtwarzam okres, który znam tylko z książek. Nie chodzi o gloryfikowanie wojny czy którejkolwiek stron konfliktu. My po prostu opowiadamy o historii w przystępny sposób, który ma zachęcić do jej poznawania – dodaje. Organizatorem imprezy są Fundacja „Historia Kołobrzegu” i Muzeum Oręża Polskiego. Aleksander Ostasz przyznaje, że Podborsko to doskonała lokalizacja dla zimnowojennego zlotu. – W działalności edukacyjnej, którą prowadzimy, chodzi również o to, żeby dotykać historii, przyglądać się jej z bliska. Może się to odbywać także w konwencji zabawy. W tym miejscu o to zdecydowanie łatwiej, ale łatwiej również uprzytomnić sobie, że w tamtych czasach, o których opowiadamy, nikomu jednak nie było do śmiechu – podkreśla.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |