Choć Radłowsko-Wierzchosławicki Obszar Chronionego krajobrazu ma wiele skarbów do pokazania, przyroda istnieje w nim niejako na marginesie. Magnesem tego obszaru są domy, które pamiętają swych wielkich mieszkańców.
Odwiedzał go często syn z drugiego małżeństwa – Stanisław, taternik, glacjolog i polarnik, założyciel polskiej stacji badawczej na Spitsbergenie. Stałym gościem prof. Siedleckiego i jego żony Ireny był też prof. Tadeusz Garbowski, filozof, który współpracował z Elizą Orzeszkową przy tworzeniu „Ad Astra”. W okresie wojennym dwór w Dołędze ukrywał żołnierzy AK, a także Józefa Retingera, który uczestniczył w przygotowaniu i przeprowadzeniu akcji przechwycenia V-2. W jadalni porcelana miśnieńska z motywem polskich ptaków. Jadały tutaj nawet 24 osoby.
– Obok dworu były duży ogród warzywny, sad i obory. Hodowano pszczoły. Państwo raczyli się też dziczyzną. A sól, cukier i produkty kolonialne kupowano w Krakowie – wyjaśniają przewodniczki. Służba przychodziła ze wsi. Panie zajmowały się szyciem, haftowaniem, czytaniem książek i dumaniem. – Ostatnia właścicielka Jadwiga Tumidajska zmarła w 1981 roku – opowiada pani Anna. To ona przekazała swój dom państwu, które otwarło tu muzeum, będący oddziałem Muzeum Okręgowego w Tarnowie.
Błogosławiona i premier
Opuszczam Dołęgę i ruszam w kierunku Radłowa. Po drodze wstępuję do Wał-Rudy, a ściślej do rodzinnego domu bł. Karoliny Kózkówny. A tam kubki w starym kredensie, obraz MB Nieustającej Pomocy, na który patrzyła Karolina wyprowadzana z domu przez rosyjskiego żołnierza, i jej zdjęcie z lat szkolnych nad łóżkiem.
Za stodołą widać gruszę, pod którą katechizowała rówieśników, a dalej wie się droga znaczona krzyżami, ginąca w lesie i prowadząca do miejsca męczeństwa i znalezienia ciała. W leśnym runie czerwienieją jagody brusznicy. W domu Karoliny jest kaplica z Najświętszym Sakramentem. Są też jej relikwie. A przez okno malwa zagląda do środka. Dobre miejsce do zadumy i modlitwy.
Trzeba je, niestety, opuścić, bo czeka mnie jeszcze muzeum-gospodarstwo Wincentego Witosa. Trzykrotny premier budował je w latach 1905–1913. Dom i budynki gospodarcze tworzą zamknięty krąg, który od południa okala sad. Witos sam uprawiał ziemię (ponad 18 mórg), nawet będąc premierem.
– Nie był romantykiem, który zachwyca się kwitnącą łąką czy zachodem słońca. Patrzył na ziemię pragmatycznie. To trzeba zrobić, to wtedy i wtedy zasiać, żeby potem zebrać oczekiwany plon – mówi Dorota Kędzior, przewodnik. Wincenty musiał pracować już od dziecka – jako pięciolatek pasł krowy. Był też drwalem w Lesie Radłowskim. Chciał się jednak uczyć, choć mógł ukończyć tylko cztery klasy szkoły zimowej.
Spotykał na szczęście światłych ludzi, którzy podsuwali mu książki od literatury pięknej po publicystykę. Czytanie było dla niego oknem na świat. A ten zdaje się dziś, że zmalał do tych kilku budynków, kryjących rzeczy osobiste premiera, odznaczenia, zdjęcia, podróżną walizkę i maszyny, których używał w polu. Lecz tylko się zdaje, ponieważ ze zdjęć, z maski pośmiertnej Witosa, ze sztandarów ludowców spogląda na mnie niezwykła historia chłopa, co stał na czele trzech rządów w II Rzeczypospolitej.
Warto tu zajrzeć - nie tylko dla Witosa, ale dla polskiej wsi, niegdyś ojczyzny większości Polaków. Wierzchosławickie muzeum jest otwarte dla wszystkich, także dla najmłodszych, którzy mogą w jakiejś mierze poznać dawną wieś i jego mieszkańców.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |