- Gdyby z Ochodzitej iść za strumyczkiem na południe, można by kulę ziemską wodą opłynąć, ani razu nie stając na grunt stały i wrócić znów na szczyt Ochodzitej - twierdzi Tadeusz Rucki, gawędziarz i artysta z Koniakowa
Jan Drzymała W Kopyrtołce można spróbować przyrządzanego na słodko "kubusia" Koniaków – miejscowość w Beskidzie Śląskim, należąca do tzw. Trójwsi (Istebna – Koniaków – Jaworzynka). Położony w najwyższym punkcie Beskidu Śląskiego, niemal odseparowany od reszty świata. Wjeżdżamy od strony Wisły, przez przełęcz Kubalonka. Nasz samochód „sapiąc” pnie się do góry, pokonując liczne zakrętasy i wzniesienia. Nareszcie dojeżdżamy na miejsce. Mamy adres, ale dla pewności pytamy o Karczmę Kopyrtołka. Zapytana dziewczyna wygląda na turystkę, jednak dokładnie wie jak dojść na miejsce. Koniaków jest niezwykle malowniczym miejscem. Po obu stronach głównej drogi, niegdyś wyznaczającej główny szlak handlowy, rozciąga się widok na Beskidy – polskie, czeskie i słowackie. Jak wieść niesie, tą trasą podróżował do Wiednia cesarz Franciszek Józef. – Podobno na asfalcie znaleziono odcisk jego buta i dlatego konserwator zabytków zabronił przeprowadzania jakichkolwiek remontów – pokpiwają miejscowi górale.
W Koniakowie konie kują...
Wkrótce osiągamy cel. Znajdujemy się w drewnianej góralskiej chacie, której parter stanowi karczma, a piętro „Chata na Szańcach” - Galeria Sztuki Regionalnej Tadeusza Ruckiego. Pan Tadeusz, góral z Istebnej, ale „wżeniony” w Koniaków, od lat promuje działalność artystów Trójwsi Beskidzkiej; rzeźbiarzy, malarzy, muzykantów, no i oczywiście koronczarek, których w Koniakowie mieszka około tysiąca. „Człowiek z pasją”, tak można określić twórcę koniakowskiej galerii. „Chatę na Szańcach” wybudował z własnych funduszy, a będąc również malarzem, sam w zbiory galerii wniósł niemały wkład. Z prawdziwą pasją zajmuje się też gawędziarstwem. Zasłuchanym turystom serwuje góralskie opowieści, historię Koniakowa i jego mieszkańców, okraszając wszystko dawką dobrego, a czasem pikantnego humoru. Z jego opowieści wynika, że w Koniakowie prawie połowa stałych mieszkańców zajmuje się twórczością ludową. – Jak zobaczycie dwóch koniakowian idących po drodze, to na pewno jeden z nich jest artystą. Chyba że idą wężykiem, to obydwaj są artystami... lekko po talencie – śmieje się Tadeusz Rucki. Tak wielkie zagęszczenie artystów ludowych wiąże się prawdopodobnie z usytuowaniem wsi przy kupieckim trakcie. Kiedy kupcy przejeżdżali przez wieś, mieszkańcy wychodzili na drogę i rozpoczynali drobny handel. Sprzedawali rzeźby, obrazy, koronki. Kupcom taki interes się opłacał, bo zakupione u górali wyroby sprzedawali później ze sporym zyskiem na rynkach wielkich miast. Przy drodze stała kuźnia. Stąd nazwa miejscowości: Koniaków. – Od kucia koni, a nie – jak niektórzy myślą – od picia koniaku – wyjaśnia góral.
- W Koniakowie jest bardzo ciekawie jak deszcz leje – kontynuuje swoją opowieść Tadeusz Rucki, jakby lekko zdegustowany faktem, że za oknem świeci piękne słońce – Wtedy woda po jednej stronie drogi spływa do Morza Bałtyckiego, po drugiej do Morza Czarnego. Jest podobno nawet kilka takich domów, z których dachów woda spływa do dwóch mórz. – Kiedy kropla spadnie na szczyt takiego domu, połowa wody popłynie do Bałtyku, druga połowa do Morza Czarnego. Chyba że wiatr zawieje, wtedy trzy czwarte spłyną do Bałtyku, jedna czwarta do Morza Czarnego – żartuje gawędziarz. Jak to możliwe? Wzdłuż drogi przecinającej Koniaków i przebiegającej niemal pod szczytem Ochodzitej, biegnie linia głównego wododziału europejskiego. Na północ od tej linii wszystkie wody trafiają do zlewiska Atlantyku i mórz północnych (w tym Bałtyku), na południe – płyną do Morza Czarnego oraz Śródziemnego. – Gdyby tak z Ochodzitej iść za strumyczkiem na południe, można by całą kulę ziemską wodą opłynąć ani razu nie stając na grunt stały i wrócić znów na szczyt Ochodzitej – przekonuje Rucki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |