- Gdyby z Ochodzitej iść za strumyczkiem na południe, można by kulę ziemską wodą opłynąć, ani razu nie stając na grunt stały i wrócić znów na szczyt Ochodzitej - twierdzi Tadeusz Rucki, gawędziarz i artysta z Koniakowa
„Kubuś” na weselu
Koniaków
Chata na Szańcach i Karczma Kopyrtołka
W dolnej części „Chaty na Szańcach” mieści się karczma Kopyrtołka. Urządzona w góralskim stylu, serwuje wyłącznie regionalne dania i to takie, które trudno znaleźć w innych restauracjach. Częścią gastronomiczną zarządza pan Jacek Juroszek – energiczny zięć Tadeusza Ruckiego. Obu panów połączyła nie tylko chęć promowania licznych walorów Beskidzkiej Trójwsi, ale także miłość do... koniakowianek, bo i Juroszek nie pochodzi z Koniakowa, ale z sąsiedniej Jaworzynki. Kopyrtołkę prowadzi od pięciu lat. Zamysł stworzenia karczmy z jadłem regionalnym zrodził się w głowie jego teścia, kiedy odwiedzający galerię turyści pytali o lokal z dobrą kuchnią. Okazało się, że ani w Koniakowie, ani w najbliższej okolicy nie ma takiego miejsca. - Była jedna knajpka w Koniakowie, ale nie cieszyła się dobrą opinią – opowiada Rucki. – Wtedy wpadłem na pomysł otwarcia takiej karczmy. W przyszłości będzie tu też mały hotel. - Miejsce już jest przygotowane – dodaje gospodarz.
Karczma jest klimatyczna, urządzona w góralskim stylu. Siedzimy za drewnianym stołem; ławy szerokie, wygodne. W głębi kominek, o tej porze roku całkowicie wygaszony. - Sala pomieści siedemdziesiąt osób. Organizujemy biesiady, bankiety, wesela – wylicza pan Jacek. - Ostatnio mieliśmy wesele, na którym Państwo Młodzi o północy zażyczyli sobie dla gości „Kubusia”. Nietypowy pomysł okazał się niezwykle trafiony. Co to jest „Kubuś”? - Jedna z tradycyjnych potraw Trójwsi Beskidzkiej. Taki placek na bazie ziemniaków – odpowiada Juroszek. Jadało się go dawniej bardzo często w góralskich domach. Górale byli ubodzy. Na stołach pojawiało się to, co zrodziła twarda ziemia; głównie ziemniaki i kapusta. - Ziemnioki jadło się na śniadanie, obiad i kolację – wspominają panowie. Zastępowały często chleb. Nic więc dziwnego, że góralki musiały wykazywać się nie lada inwencją, aby te potrawy urozmaicać. - Raz robiły na słodko, raz na kwaśno, raz „placki z łopaty”, rzadziej z mięsem. Potrawy były syte, jednogarnkowe, wysokokaloryczne. - Jedzenie musiało dać siłę góralowi, który szedł do lasu, do pracy. W domu zjadał słoninę, placek ziemniaczany, okraszony skwarkami. Dziś ludzie często szukają zdrowej kuchni, dietetycznej. Dla nich też mamy różne propozycje w naszym menu – zapewnia Jacek Juroszek. - Klienci ufają nam. I przekonują się, że nasze dania są naprawdę smaczne i świeże.
Na bachora – do Kopyrtołki
Jan Drzymała Bachora O tym mamy okazję się sami przekonać. Gospodarze częstują nas tradycyjnymi potrawami z ziemniaków. Na początku na stół wjeżdżają bachora – pieczone kiszki wieprzowe nadziewane tartymi ziemniakami wymieszanymi z mlekiem, suto okraszone skwarkami. - To jest smak mojego dzieciństwa – mówi Tadeusz Rucki. - Bachora jadło się tylko raz w roku, po świniobiciu. To było prawdziwe święto w góralskiej chacie. Szacunek ludzi do jedzenia objawiał się tym, że nic nie mogło się zmarnować. Nawet wieprzowe szczawa były w ten sposób wykorzystane. - Jesteśmy jedyną restauracją w regionie śląska cieszyńskiego, serwującą te jelita (bachora) – chwali się Juroszek. - Mamy stałych smakoszy, którzy przynajmniej raz w miesiącu na tą potrawę do nas przychodzą – dodaje Rucki. Wszystkie przepisy pochodzą ze zbiorów prywatnych obu panów, z domów rodzinnych. - Gotowała mama – opowiada Rucki – Ja byłem jednak synkiem, którego wszystko ciekawiło; interesowałem się jak przygotowuje się daną potrawę. Dzięki temu, kiedy rozpoczęliśmy działalność gastronomiczną, miałem gotowe receptury. Kucharki uczyły się od nas.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |